- Zaraz przyniosę herbatę. - powiedziała i zniknęła za ścianą, gdy rozwiązywałam sznurówki w butach. Myślałam o tym facecie próbującym dotknąć Amandę. Ciekawe kim on był. A nie zapytałam, bo nie wypada. Gdy zdjęłam już buty i resztę niepotrzebnych rzeczy rozglądnęłam się po wnętrzu.
- Ładnie tu masz. - naprawdę, nie powiedziałam tego "tak o", z grzeczności.
- Mówiłaś coś? - możliwe, że nie usłyszała, w końcu była w innym pokoju.
- Tak, że ładnie masz. - powiedziałam tym razem głośniej
- A dziękuję, dziękuję! - usłyszałam nieco sztuczną radość w jej głosie. Naprawdę coś dziwnego z tym chłopakiem.
- Pomóc Ci? - nie miałam w końcu nic tu do roboty.
- Nie, dzięki, nie ma w czym. - odparła. Patrzyłam dookoła. Usłyszałam szmery, jakby podemną. Popatrzyłam pod nogi, nic nie było. Pomyślałam, że może sąsiad z dołu coś robi. Ucichło. Chwilkę potem znowu. Do pomieszczenia weszła dziewczyna z tacą w ręce.
- Już jestem. - powiedziała z uśmiechem. Gdy kładła wszystko na stole nagle spod kanapy wyskoczyło mi coś syczącego, z kłami w paszczy przed nos.
- Ja pie*dziele, co to?! - krzyknęłam i podskoczyłam ze strachu
- Och, Layla! - dziewczyna szybko wzięła tę straszną kreaturę na ręce. Kotek ku*wa. To był kotek.
- Ojej, przepraszam, że krzyknęłam, ale przeokropnie się przestraszyłam.
- Nie ma sprawy, rozumiem. Layla, tak nie można! Przepraszam za nią, naprawdę...
- Ok, przecież nic mi się nie stało.
- A to? - pokazała na moją szyję.
- Coś tam mam?
- Tam jest łazienka, zobacz sobie. - z tego wszystkiego nie poczułam, że ten "kiciuś" mnie podrapał. Znalazłam łazienkę, w niej lusterko, a w nim zobaczyłam zadrapanie nad obojczykiem, w którym zbierała się krew.
- To nic strasznego! Zwykłe zadrapanie.
- Rana to rana. - odpowiedziała. Obmyłam wodą, nie bolało, to najważniejsze. Obróciłam się na pięcie i wróciłam do znajomej.
- Nie boli?
- Nie, nie.
- To dobrze. - po tym zapadła chwilowa cisza. Ktoś musiał ją przerwać, byłam to ja.
- Czyli kotek ma na imię Layla, tak?
- Tak. A ty masz jakieś zwierzątko?
- Tak. Znaczy nie. Znaczy... no nie jest mój, ale często podlatuje pod moje okno, albo wlatuje do mieszkania. Gil, Tockie.
- Oj, to by się nasze pupile nie polubiły. - zaśmiała się. Nie wiem jak mogła trzymać tę czarną bestię na rękach i jeszcze ją głaskać. Zamyśliłam się. Czarny kocur patrzył na mnie, ja na niego. Sorry, na nią w końcu to ona, nie on. Ciekawe o czym myślisz kocurku. "Kogo ona tu znowu przyprowadziła? Znowu naraża się na niebezpieczeństwo. Znowu ktoś ją wykorzysta. Ona jest taka naiwna... a ja tylko chcę ją chronić. Nie chcę, by ktoś znowu zrobił jej coś złego. Tak jak ten chłopak z mieszkania obok." Czyli nie musiałam już pytać Amy o tego faceta. Ale głupio brzmi, że dowiedziałam się tego od kota. Kota którego nie cierpiałam, a nagle zrobił mi się obojętny. A może nawet troszkę pomocny.
- Hej, żyjesz?
- Mówiłaś coś? Przepraszam, strasznie się zamyśliłam, hah. To mówiłaś coś?
<Amanda? Brak pomysłu :/>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz