sobota, 16 sierpnia 2014

Od Miriabell c.d Elijah

Stałem przez chwilę, zdziwiona. Poczułam… sama nie wiem. Pustkę. Dziwną pustkę, podszytą smutkiem i jakąś ciemnością… Aż od tego zadrżałam. Tym bardziej, że to nie były moje emocje, nie do końca moje. Pochodziły od niego. Od Elijaha. Przytłoczyły mnie, zmieszane z i moim smutkiem. Dlaczego byłam smutna? Bo nikt nie powinien być taki… niewidzialny.  Owszem nie miałam grona znajomych, nie byłam jakoś szczególnie popularna, ale miałam siostrę, mogłam liczyć na czyjąś postać. On natomiast wydawał mi się taki samotny, zaginione pośród tych ludzi, sam… jakby w mroku. To było źle. Nikt nie powinien tak żyć. Nikt. A już tym bardziej nie ktoś tak miły jak on. Tak, wiedziałam, że on miał dobre serce. Przecież chciał „ratować” mój portfel, choć to tylko zwykły przedmiot, no i przede wszystkim nie był zły o Shrika. Nie wyzywał go od bestii, które trzeba uśpić, a przecież miał prawo.
- P-poczekaj! – zawołałam za nim i puściłam się biegiem, by go dogonić. Wiem, że nie  powinnam. To przecież chociażby niegrzeczne, narzucać się komuś. Szczególnie jeśli ten ktoś wyraźnie sobie tego nie życzy, ale nie umiałam inaczej. Nie potrafiłam go zostawić samemu sobie.  Jak ktoś potrzebuje pomocy, to trzeba mu jej udzielić, nawet jeśli nie sądzi, ze jest mu potrzebna. A on jej potrzebował, bo przecież nie można żyć całe życie samemu…
Niechętnie się do mnie odwrócił, gdy go wreszcie dogoniłam.
- Ja wiem, że wolałbyś ze mną nie rozmawiać, że chcesz się trzymać z boku… Ale ja chciałabym… Chciałabym móc czasami z tobą porozmawiać. Choćby o szkole.  To nie dobrze jest żyć samemu… I przepraszam z góry za narzucanie się - wydusiłam z siebie i odwróciłam się na pięcie, idąc pod klasę na nieco drżących nogach.
- Hej Miriabell. Kto to był? – spytała Lydia, podchodząc do mnie.
Lydia była w moim wieku i chodziłyśmy na większość lekcji razem. Z nią najlepiej się dogadywałam.
- To Elijah – wyjaśniłam, oddychając głęboko.
- Wygląda strasznie… Chciał coś od ciebie? Jakby coś się działo…
- Nie, to nic z tych rzeczy – uśmiechnęłam się do dziewczyny i pokręciłam głową, żeby zaprzeczyć jej podejrzeniom. – On mi nic nie zrobił i nic ode mnie nie chce. To raczej ja… Trudno to wyjaśnić. No i wiesz, że nie powinno się oceniać innych po wyglądzie? – zganiłam dziewczynę, bo nie lubiłam gdy ktoś szufladkował ludzi. Na przykład według głupiego i bezpodstawnego przesądu rude dziewczyny były wredne, ja taka nie byłam, chyba… Przynajmniej starałam się nie być nigdy wredna i nie robić innym wbrew.
- No tak, sorki – powiedziała nerwowo pocierając kark.
- Nic się nie stało i to nie mnie powinnaś przeprosić, bo nie mnie podejrzewałaś o coś złego – wyjaśniłam. – A teraz chodźmy do klasy.
Ruszyłyśmy dalej rozmawiając o tym co było wczoraj i co dziś czeka nas na matematyce, której Lydia nie cierpiała wręcz.

<Elijah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz