Dziewczyna wstała i wściekle spojrzała na osobę stojącą przed nią.
- To nie jest śmieszne Aren! Przecież wiesz, że te spodnie kosztowały majątek! - wydarła się po chwili złowrogo marszcząc brwi, jakby miało to kogokolwiek przestraszyć. Caren właśnie przeżyła bliskie spotkanie ze śniegiem i teraz cały jej tyłek był mokry... Tak... po prostu boki zrywać.
- Hahaha! Nie wytrzymam! Nie wytrzymam! - Zaśmiała się Phoenix patrząc na całą scenę. Złapała się za brzuch i zaniosła głośnym śmiechem, co wywołało irytacje jej przyjaciół. - Ależ nie przeszkadzajcie sobie... - powiedziała próbując złapać oddech. Dyszała zupełnie jakby właśnie przebiegła maraton. Jednak kiedy poczuła na sobie rozgniewane spojrzenia Arena i Caren, od razu się wyprostowała i uśmiechnęła przepraszająco.
- Phoenix! - warknęli obydwoje w tym samym momencie i rzucili się na wciąż roześmianą dziewczynę. Phoenix wiedziała, że się na nią nie gniewają. W końcu telepatia robiła swoje, nawet jakby nie chciała jej używać. Jeszcze nie opanowała w 100% tej zdolności... niestety. Czasami, aż głowa jej pękała od natłoku ludzkich myśli. I właśnie od tego miała Kaeru, który skutecznie wygłuszał wszystkie myśli innych w chwili gdy sam wchodził do jej głowy.
Wszyscy troje upadli na miękki śnieg śmiejąc się głośno. Zwykle właśnie tak kończył się ich zrywanie z zajęć, żeby "pójść się napić". Może jednak nie są, aż tak dorośli jak uważają.
- Znowu się zerwałaś? - usłyszała Phoenix niezadowolony głos swojego pupila. Nie odpowiedziała na jego zapytanie, usilnie próbując go ignorować.
- Chodźmy do mnie. - rzuciła do znajomych próbując wygramolić się ze śniegu.
- Gdzie jesteś? - usłyszała ponownie i znów nie odpowiedziała. - Wiem, że mnie słyszysz Phoenix!! - Kaeru był coraz bardziej zły i nawet nie chciał tego ukrywać. Od jakiegoś czasu nie podobało się mu zachowanie dziewczyny.
- Idę do domu. - wysłała wiadomość i od razu spróbowała postawić psychiczny mur odgradzający ją od psa.
- Nawet nie próbuj... Twoja matka nie będzie zadowolona. - powiedział Kaeru bez problemu niszcząć postawioną przez nią osłonę.
- Nigdy nie jest. Przecież dobrze o tym wiesz... - Zwierzę już nie odpowiedziało. Phoenix wraz z przyjaciółmi wsiadła do swojego sportowego mercedesa i ruszyła zostawiając świeże ślady opon na śniegu, który już zdążył zakryć ulicę. Nawierzchnia była trochę śliska, ale nie powstrzymało to dziewczyny od wyciągnięcia z maszyny zawrotnej prędkości. Noże nie było to zbyt rozsądne, ale... Phoenix w ogóle nie była rozsądna. Kiedy dojechała do ronda nawet się nie zatrzymała, tylko od razy włączyła się do ruchu... nie zauważając jadącego z drugiej strony motoru. Starała się zahamować, ale ulica była zbyt śliska, by samochód od razu mógł się zatrzymać. Auto zrobiło parę obrotów i zatrzymało się dopiero na latarni, która złamała się pod zbyt dużym naporem. A co z kierowcą motoru? Już oglądał szkody wyrządzone przez lekkie muśnięcie samochodu Phoenix. Dziewczyna wraz z przyjaciółmi wyszła z wozu.
- Na pewno nic ci nie jest? - zapytała Caren, patrząc na płynącą z rany na czole krew. Na pewno nie wyglądało to dobrze.
- Na pewno... emm... złapcie taksówkę i idźcie do mnie. Za jakiś czas do was dołączę, tylko zajmę się...
- Wisisz mi sporo kasy... naprawa karoserii, wymiana zbitego przedniego reflektora nie wiem jeszcze jak z mechaniką, ale to sprawdzę później. - Przerwał jej facet i spojrzał na nią z nieukrywaną wściekłością. Phoenix zmarszczyła brwi i podeszła do niego.
- Nie jestem ci niczego winna! - rzuciła mu w twarz. - To przez ciebie zaszło to wszystko! Skoro widziałeś, że wjeżdżam to trzeba było się zatrzymać! A poza tym... Kto normalny jeździ motorem zimą!? I to jeszcze takim gratem... nic dziwnego, że rozpadł się od lekkiego szturchnięcia. - prychnęła i założyła ręce na siebie. Była z siebie bardzo zadowolona. Zaczęła ją trochę boleć głowa, ale dziewczyna stwierdziła, że zaraz jej przejdzie.
- Jedźcie już. Zajmę się tym. - powiedziała do przyjaciół, nie spuszczając wzrok z coraz bardziej wkurwionego mężczyzny. Caren i Aren odwrócili się niepewnie patrząc na całą scenę, po czym wsiedli do taksówki i odjechali.
- To jest klasyk jakbyś nie wiedziała. - odparł na pozór spokojnie. - Naprawa nawet małych usterek kosztuje miliony... lepiej żebyś miała takie pieniądze, bo obydwoje wiemy, że sprawcą wypadku byłaś ty.
- Jestem Summers... koszta mnie nie interesują. Ważniejsze jest to, że chcesz mnie wrobić! A no to sobie nie pozwolę! - Krzyknęła, ale nie wyszło jej to na dobre. Złapała się za głowę, żeby spróbować zatrzymać ból, ale nie przyniosło to żadnych efektów.
- Nic mi nie mówi twoje nazwisko. I szczerze gówno mnie ono obchodzi. Masz mi po prostu oddać kasę i tyle. - Phoenix spojrzała na niego i zmrużyła oczy. Głównie dlatego, że jego postać wydawała się nieostra. Pierwszy raz zdążyło jej się, że ktoś nie znał jej nazwiska. Była z tego zadowolona, bo przecież nienawidziła tego, że była aż tak znana, ale oczywiście nie mogła tego pokazać. Ten facet to totalny gbur i niewychowany idiota... Lekko chwiejnym krokiem podeszła do niego tak blisko, że och buty prawie się stykały.
- Nigdy... w życiu... - szepnęła, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Oczy jej się zamknęły, a nogi ugięły pod ciężarem ciała. Poczuła tylko jak ktoś ją łapie, a potem odpłynęła w zupełną ciemność.
<Nathan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz