poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Od Miriabell

Wyszłam ze szkoły. Ledwie budynek zniknął mi z oczu, a rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam, widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz siostry. Z resztą kto inny miałby do mnie dzwonić? Niby miałam znajomych, ale raczej z nikim nie utrzymywałam większych kontaktów poza szkołą. Wolałam siedzieć w domu... Tam czułam się swobodnie.
- Hej Bell – usłyszałam. – Mogłabyś zrobić zakupy? Ja niestety muszę zostać dłużej w szpitalu, bo wiozą nam nagły przypadek.  O, muszę kończyć, dasz sobie radę sama? Prawda?
- Tak. Pewnie – powiedziałem. – To do zobaczenia wieczorem.
- Tylko uważaj na siebie, siostrzyczko – usłyszałam jeszcze i Megan się rozłączyła.
To nie był pierwszy raz, gdy moja siostra musiała zostać po godzinach, bo ktoś wpakował się w tarapaty, a ona musiała pomóc. Wiem, że czasami ją to męczyło i gdy byłam młodsza starała się mi wynagradzać te swoje nieobecności. Zupełnie nie wiem dlaczego. Nie przeszkadzało mi nigdy, że coś zrobiłam sama, a ona miała przecież pracę. I to ważną. Pomagała ratować innym życie i niejednokrotnie sama to robiła.
Włożyłam telefon do kieszeni i szczelniej owinęłam się szalikiem, bo znów zrobiło mi się strasznie zimno.  Jak ja nie cierpiałam mrozu. Brrr… Wystarczyło, że temperatura spadała poniżej dziesięciu stopni, a ja już czułam się jak sopelek lodu, a co dopiero jak było pięć na minusie.  Na szczęście nie wiało, bo przymarzłabym do chodnika.
Dość szybkim krokiem, żeby choć ciut się ogrzać w ruchu, ruszyłam w stronę centrum handlowego. Dokładnie pamiętałam co trzeba było kupić, mimo to spędziłam w ciepłym wnętrzu sklepu więcej czasu  niż potrzebowałam. W końcu jednak trzeba było zapłacić i wyjść na ten mróz… Jakie to szczęście, że nie miałam daleko do domu.
Ledwie wyszłam ze sklepu, a przede mną zjawił się Shrik.
- Wystraszyłeś mnie, piesku – powiedziałam z lekką naganą, ale czule pogłaskałam go po łbie.  – Idziemy do domu, dobrze? – spytałam.
Zwierzak ruszył za mną. Przyzwyczaiłam się już, że jest ze mną. O dziwo Morgana nie protestowała, przynajmniej dopóki nie niszczył nic w domu. Czasami zdarzały mu się jakieś wpadki, ale przez większość czasu był grzeczny… no, przynajmniej przy mnie.
- Chciałbyś coś dobrego? – spytałam i otworzyłam torbę, szukając ciasteczek, które Shrik pochłaniać mógł tonami, a które zawsze miałam przy sobie. Odpowiedziało mi wesołe wycie, bo on nie umiał szczekać w przeciwieństwie do psów.
Pech chciał, że moja zziębnięte ręce nie zdążyły złapać mojego portfela, który wypadł z mojej torby i poleciał w dół. Moja zguba przeleciała niefortunnie między szczeblami barierki, o którą się opierałam i spadła na brzegu niedużej rzeczki.
Rzuciłam zwierzakowi smakołyk, a sama popędziłam, jak umiałam najszybciej z zakupami i skostniałymi nogami, po portfel. Ubiegł mnie jakiś chłopak, który podniósł moją własność. Wyglądał… przerażająco. Tak, to dobre określenie. Cały w ciemnych kolorach i z takim posępnym wyrazem twarzy.
Przełknęłam coś co nieprzyjemnie kłębiło mi się w gardle i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. Udało mi się za drugim podejściem:
- Przepraszam, ale... to mój portfel, czy mógłby pan mi go oddać? – spytałam chyba ciut za cicho. Mimo to obcy odwrócił się do mnie, no i wtedy mój pupil rzucił się na niego! Mężczyzna nie miał jak zareagować, bo psowaty był wyjątkowo cichy i zrobił to zwyczajnie bez ostrzeżenia.
- Shrik! – zawołałam.
- To bydle mnie ugryzło! – wydarł się mężczyzna, a Shrik zadowolony podszedł do mnie, w pysku trzymając to, co zgubiłam.
- Ja tak strasznie przepraszam! – zawołałam, podbiegając do nieznajomego i gromiąc wzrokiem zwierzaka, który zaczął parskać i powarkiwać.
Przyłożyłam dłonie do ust, widząc strużki krwi, płynące z ran po kłach.
- Ja naprawdę przepraszam – jęknęłam. – On nie zrobił tego celowo, chciał tylko mi pomóc… Powinnam go pilnować, przepraszam… Ja… mieszkam tu niedaleko… Jeśli pan pójdzie ze mną, to postaram się to opatrzyć…

<Elijah? Sorki, za to pogryzienie, ale nie mogłam się powstrzymać xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz