Wyszłam ze szkoły. Ledwie budynek zniknął mi z oczu, a
rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam,
widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz siostry. Z resztą kto inny miałby do
mnie dzwonić? Niby miałam znajomych, ale raczej z nikim nie utrzymywałam większych kontaktów poza szkołą. Wolałam siedzieć w domu... Tam czułam się swobodnie.
- Hej Bell – usłyszałam. – Mogłabyś zrobić zakupy? Ja
niestety muszę zostać dłużej w szpitalu, bo wiozą nam nagły przypadek. O, muszę kończyć, dasz sobie radę sama?
Prawda?
- Tak. Pewnie – powiedziałem. – To do zobaczenia wieczorem.
- Tylko uważaj na siebie, siostrzyczko – usłyszałam jeszcze
i Megan się rozłączyła.
To nie był pierwszy raz, gdy moja siostra musiała zostać po
godzinach, bo ktoś wpakował się w tarapaty, a ona musiała pomóc. Wiem, że
czasami ją to męczyło i gdy byłam młodsza starała się mi wynagradzać te swoje
nieobecności. Zupełnie nie wiem dlaczego. Nie przeszkadzało mi nigdy, że coś
zrobiłam sama, a ona miała przecież pracę. I to ważną. Pomagała ratować innym
życie i niejednokrotnie sama to robiła.
Włożyłam telefon do kieszeni i szczelniej owinęłam się
szalikiem, bo znów zrobiło mi się strasznie zimno. Jak ja nie cierpiałam mrozu. Brrr…
Wystarczyło, że temperatura spadała poniżej dziesięciu stopni, a ja już czułam
się jak sopelek lodu, a co dopiero jak było pięć na minusie. Na szczęście nie wiało, bo przymarzłabym do chodnika.
Dość szybkim krokiem, żeby choć ciut się ogrzać w ruchu,
ruszyłam w stronę centrum handlowego. Dokładnie pamiętałam co trzeba było
kupić, mimo to spędziłam w ciepłym wnętrzu sklepu więcej czasu niż potrzebowałam. W końcu jednak trzeba było
zapłacić i wyjść na ten mróz… Jakie to szczęście, że nie miałam daleko do domu.
Ledwie wyszłam ze sklepu, a przede mną zjawił się Shrik.
- Wystraszyłeś mnie, piesku – powiedziałam z lekką naganą,
ale czule pogłaskałam go po łbie. –
Idziemy do domu, dobrze? – spytałam.
Zwierzak ruszył za mną. Przyzwyczaiłam się już, że jest ze
mną. O dziwo Morgana nie protestowała, przynajmniej dopóki nie niszczył nic w
domu. Czasami zdarzały mu się jakieś wpadki, ale przez większość czasu był
grzeczny… no, przynajmniej przy mnie.
- Chciałbyś coś dobrego? – spytałam i otworzyłam torbę,
szukając ciasteczek, które Shrik pochłaniać mógł tonami, a które zawsze miałam
przy sobie. Odpowiedziało mi wesołe wycie, bo on nie umiał szczekać w
przeciwieństwie do psów.
Pech chciał, że moja zziębnięte ręce nie zdążyły złapać
mojego portfela, który wypadł z mojej torby i poleciał w dół. Moja zguba
przeleciała niefortunnie między szczeblami barierki, o którą się opierałam i
spadła na brzegu niedużej rzeczki.
Rzuciłam zwierzakowi smakołyk, a sama popędziłam, jak
umiałam najszybciej z zakupami i skostniałymi nogami, po portfel. Ubiegł mnie
jakiś chłopak, który podniósł moją własność. Wyglądał… przerażająco. Tak, to
dobre określenie. Cały w ciemnych kolorach i z takim posępnym wyrazem twarzy.
Przełknęłam coś co nieprzyjemnie kłębiło mi się w gardle i
otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. Udało mi się za drugim podejściem:
- Przepraszam, ale... to mój portfel, czy mógłby pan mi go
oddać? – spytałam chyba ciut za cicho. Mimo to obcy odwrócił się do mnie, no i
wtedy mój pupil rzucił się na niego! Mężczyzna nie miał jak zareagować, bo
psowaty był wyjątkowo cichy i zrobił to zwyczajnie bez ostrzeżenia.
- Shrik! – zawołałam.
- To bydle mnie ugryzło! – wydarł się mężczyzna, a Shrik zadowolony
podszedł do mnie, w pysku trzymając to, co zgubiłam.
- Ja tak strasznie przepraszam! – zawołałam, podbiegając do
nieznajomego i gromiąc wzrokiem zwierzaka, który zaczął parskać i powarkiwać.
Przyłożyłam dłonie do ust, widząc strużki krwi, płynące z
ran po kłach.
- Ja naprawdę przepraszam – jęknęłam. – On nie zrobił tego
celowo, chciał tylko mi pomóc… Powinnam go pilnować, przepraszam… Ja… mieszkam
tu niedaleko… Jeśli pan pójdzie ze mną, to postaram się to opatrzyć…
<Elijah?
Sorki, za to pogryzienie, ale nie mogłam się powstrzymać xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz